A zatem stało się. Piszę swój pierwszy post na bloga. Dla znajomych i tak jestem już hipsterem, bo noszę brodę, jednak teraz jestem o krok do hipsterstwa bliżej, bo oprócz brody zaangażowałem się w pisarstwo. Jakieś rurki w szafie też by się znalazły, a i nieodległa konieczność zakupu okularów została już mi zakomunikowana przez okulistę. Nie mniej, dla jasności – hipsterem nie jestem, hipsterstwo jest zbyt mainstreamowe.

Tata na porodówce

Tyle słowem wstępu -dziś, gościnnie, piszę ja, Tata Kakaludka, jako, że zostałem poproszony przez Mamę Kakaludka o kilka słów odnośnie obecności przyszłego taty podczas porodu.

Nie zamierzam rozpisywać tutaj relacji z przebiegu porodu, bo chyba nie o to chodzi, bardziej chciałbym skupić się na kwestii zmiany podejścia do samego porodu, jaka pod jego wpływem we mnie nastąpiła. Generalnie nie chciałem uczestniczyć w porodzie, ponieważ poród wydawał mi się czymś nie do ogarnięcia, zarówno w kwestii estetyki – wątpliwej – zjawisk zachodzących w jego czasie jak i obawy, że mógłbym po prostu wybiec z sali porodowej jak przestraszony nastolatek. W zasadzie – pomimo wielu próśb Natalii – nie miałem najmniejszej ochoty doedukować się w kwestii przebiegu porodu, obejrzeć kilku materiałów źródłowych itp. O porodzie wiedziałem tyle, co ze szkoły podstawowej czy gimnazjalnej i nie chciałem wiedzieć więcej.

Summa summarum sam poród trwał z tego co pamiętam nie dłużej niż 4 godziny i tak się złożyło, że byłem obecny przy Natalii przez cały czas. To, co przez te 4 godziny działo się w mojej głowie było czymś co… nie miało żadnego znaczenia. Przynajmniej w trakcie tych 4 godzin. Dlaczego? Ano dlatego, że już w pierwszych minutach porodu nauczyłem się tego, o czym w szkole nie uczą, a mianowicie, że rodząca musi mieć maksymalny komfort i czuć się bezpiecznie aby mogła skupić się na tym, na czym skupić się powinna. Kto może zapewnić większy komfort i poczucie bezpieczeństwa niż wybranek kobiety dla jej potomstwa? Nikt. W ten sposób można, bardzo ogólnikowo, określić naszą rolę podczas porodu – i w zasadzie tutaj mógłbym skończyć, jednakże miło mi się pisze więc napiszę jeszcze trochę.

Zaczęło się tak…

Kiedy pielęgniarka wręczyła mi ubranie ochronne, byłem trochę zaskoczony, bo nie myślałem, że to „już”. Pojechaliśmy na kontrolę ginekologiczną do szpitala bo skurcze były trochę silniejsze i tyle. Na salę porodową jechaliśmy windą około kilkunastu sekund. Już w tym czasie kilka rzeczy w mojej głowie uległo przewartościowaniu. Przede wszystkim – własne ja. Przez najbliższe godziny egoizm trzeba odłożyć na bok – jestem postacią drugo lub trzecioplanową a najważniejsza jest Natalia i mały kolega, który niebawem wyjdzie z.. no właśnie. Jak ja sobie z tym widokiem poradzę? Normalnie – najzwyczajniej w świecie będę się przyglądać czy zgodnie z moją jakąś podstawową wiedzą i tym, co zdążyła przekazać mi Natalia wszystko idzie tak jak powinno. Jeśli nie, to jestem od tego, żeby w jakiś sposób interweniować, bo przecież półprzytomna z bólu matka może mieć z tym kłopot.

Ból bliskiej osoby. To był najtrudniejszy element do przeskoczenia w tym całym ambarasie. Chirurgiczne cięcia lekarza, krew, wyjście ponad czterokilogramowego ciałka wprost w ręce lekarza, przecinanie pępowiny i znowu krew bryzgająca po wszystkim nie wyłączając mnie, nie były tak trudne do zaakceptowania jak element bólu. Dlaczego „do zaakceptowania”? Ponieważ nie ma innego wyjścia. Od wieków, od początku właściwie, porodowi towarzyszy ból. Tak ma być i koniec. Ta myśl troszeczkę pomogła mi w zmaganiu się ze współczuciem i swego rodzaju bezsilnością. Bardzo pomocne są położne oraz lekarze. Całe to grono dokładnie podpowiada, co powinniśmy robić, żeby przyszła mama miała jak najlepsze warunki do rodzenia.

Jak tata może pomóc w porodzie?

A zatem pomagamy, tatusiowie, wgramolić się na rehabilitacyjną piłkę, czy do wanny, podajemy wodę – sami musimy wyczuć moment, w którym ją podać, najlepiej jest mieć ją pod ręką i jest to rzecz bardzo ważna, ponieważ wszystkie wdechy, wydechy, wycie, gadanie – przyszłej matki oczywiście – powoduje uczucie silnego pragnienia. Po zakończeniu porodu należy zaproponować mamie, czy nie chciałaby kilku zdjęć z bobasem. Uchroni nas to przed pytaniami „dlaczego zdjęć nie robiłeś” po powrocie do domu.

Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że nie żałuję swojej obecności przy Natalii i co więcej, cieszę się z niej i jestem z niej dumny. Czasem mówię do niej w żartach, że Kakaludka urodziliśmy razem, po połowie 😉 Wysiłek, nawet dla nierodzącego taty, jest duży. Ale satysfakcja i szczęście jeszcze większe, a widok promieniejącej szczęściem mamy z bobaskiem na rękach, który pierwszy raz w życiu „odczuwa” świat zewnętrzny jest jednym z tych momentów w życiu, o których nigdy się nie zapomina.

Gdybym ponownie stanął przed wyborem, czy być na porodówce przy kolejnym dziecku, nie zastanawiałbym się ani chwili.Jeśli ktoś z Was nie był przy porodzie swojej pociechy – nie martwcie się, nie obwiniajcie – rozumiem to w pełni i szanuję. Jeśli jednak wciąż macie wybór i zastanawiacie się, czy uczestniczyć w porodzie czy nie, szczerze zachęcam Was do udziału. Pomożecie swojej drugiej połówce zapewniając jej komfortowe rodzenie a Wam wspomnienia zapadną w pamięci na bardzo, bardzo długo.

9 thoughts on “Tata na porodówce”

  1. Mój też był przy porodzie i nie wyobrażam sobie żeby go tam miało nie być. W czasie ciąży ogladal ze mną porodowke – nie żeby chciał, musiałam nie miał nic do gadania 😉

    Mimo tego że podczas porodu stał cały czas wryty w podłogę, nawet lekarz powiedział ze ma podejść i rad mi rękę 😉 on znowu opowiadał mi po, że był w szoku dlatego tak stał, bal się co będzie z dzieckiem (poród w 35tyg) itp.
    Mimo tego nie wyobrażam sobie aby go tam miało nie być…

    Kiedyś byłam w pubie na piwku. Nie pamiętam czy to było już po porodzie Ale chyba nie, mówiliśmy o tym czy chcialybysmy partnera obok. Szef knajpy podsluchal rozmowę i się dołączył mówiąc ze jego znajoma jest polozna która mu powiedziała że związki w których facet był przy porodzie w większości rozpadają się w ciągu 6mc. Nie wiem skąd te statystyki Ale abosulutnie w nie, nie wierzę.

    1. Jestem zdania, że sama ich obecność dodaje sił. Może następnym razem Twojego mężczyznę dopadnie mniejszy stres 😉
      Ale bzdurna statystyka! Myślę odwrotnie – jeśli facet dał radę przy porodzie i po nim z Tobą wytrzymać, to wiedz, że cię kocham i trwaj z nim 🙂

  2. Brawo! Bardzo przyjemny post. Gratuluje odwagi i proszę o rozpowszechnienie takiego podejscia do kobiety, mamy swoich dzieci i do porodu. Z jednym tylko sie nie zgodzę…te zdjęcia z noworodkiem…ja kazalam wszystkie pokasowac! Ok, wybralam jedno, takie z profilu, gdzie widac ze to ja… i dzidziuś, i nic wiecej. Pozdrawiam serdecznie!

    1. Dziękujemy za piękne słowa! Ja mam 3 zdjęcia z Kakaludkiem i zostawiłam je tylko po to, aby móc je mu kiedyś pokazać 🙂 Tak gdyby mi nie chciał uwierzyć, że naprawdę go urodziłam 😛

  3. Bardzo mądre i racjonalne podejście. Chyba mnie przekonałeś, Tato Kakaludka, do tego, abym gdzieś tam w przyszłości wpuściła swojego partnera na porodówkę. 😉

Leave a Reply