teddy-1444649_1920

Co zrobić, kiedy  zwykłe, codzienne zabawki przestają bawić – na przykład gryzak został już pogryziony tyle razy, że ząbki z każdym kolejnym kąśnięciem bolą jeszcze bardziej, ulubione grajotko powoduje tylko grymas niezadowolenia, a od machania grzechotką cierpnie rączka?

Kiedy zwyczajne zabawki zawodzą

Wtedy ja – Tata Kakaludka sięgam po moje tajne zabawki, czyli zestaw intrygujących urządzeń i dziwnych przedmiotów. Intrygujących i dziwnych dla małego brzdąca oczywiście. Najczęściej Tata Kakaludka, w celu uniknięcia wychowawczych pogadanek od Mamy Kakaludka, wykorzystuje owy zestaw „po cichu”, po kryjomu, w tajemnicy. Ale raz się żyje i tym oto postem stawiam kawę na ławę i z pełną świadomością nieuchronnej pogadanki ze strony Mamy Kakaludka przedstawiam Wam przedmioty z mojego repertuaru, które w awaryjnej sytuacji mogą pomóc wprowadzić spokój, harmonię, a przede wszystkim uśmiech na twarzach Waszych pociech.

Nie należy jednak zapominać o bezpieczeństwie i rozwadze!

Oto ranking moich ulubionych zabawek awaryjnych, które działały na Kakaludka od momentu ukończenia przez niego około sześciu miesięcy. Uszeregowałem je dla Was od najmniej do najbardziej efektywnej „zabawki”.

10. Lustro

Najlepiej wiszące. Na początku Kakaludka intrygowało jego własne odbicie w lustrze. Później Tata Kakaludka musiał robić głupie miny, żeby było zabawniej, aż w końcu Kakaludek przeszedł do aktywnego zainteresowania tym, kto jest po tej drugiej stronie i jak się tam znalazł. Oczywiście sprawdzał to organoleptycznie – rączkami, głową, sprawdzając smak lustra itp. O ile nie ma większego niebezpieczeństwa w przypadku lustra wbudowanego np. w szafę na ubrania (dziecko może z poziomu podłogi spokojnie poznawać swoje odbicie), o tyle w przypadku luster wiszących niestety sprawa jest bardziej skomplikowana.

Uczulam (tyczy się to również innych mebli) o porządne mocowanie tego typu rzeczy do ścian, szczególnie, że dziecko w każdej chwili może takie np. Lustro pociągnąć. I choć siła bobaska wydaje nam się niewielka, to jest wystarczająca żeby zerwać ze ściany niejeden obraz czy lustro właśnie, co skutkować może już nie tylko pogadanką (w przypadku Taty Kakaludka uśmiecha się on tylko sam do siebie po dyskusji z Mamą Kakaludka bo wie, że lustro nie spadnie), ale konsekwencjami, o których nawet nie napiszę.

9. Pilot 

Do telewizora lub innego ustrojstwa. Ma kolorowe guziki, można swobodnie chwycić go w rączkę, jest na tyle twardy, że uderzając nim o podłogę robi fajne „BUM! BUM”. A przede wszystkim nie pozwalamy się nim dziecku bawić na co dzień. Dlaczego? A bo delikatny, a bo brudny od rąk a bo tata akurat używa itp. Generalnie nie trzeba się obawiać o zdrowie dziecka przy zabawie pilotem. Konstrukcja większości z nich uniemożliwia połknięcie lub zadławienie na przykład odgryzionym/wyrwanym przyciskiem. Można też umyć pilota ściereczką z płynem odkażającym przed podaniem go dziecku do zabawy. Minusem jest to, że szybko się nudzi…

8. Kluczyki 

Od samochodu lub inne. Ich plusem jest to, że mogą działać podobnie do grzechotki. Trzeba być jednak czujnym, żeby bobas nie uderzył się w głowę lub nie wbił kluczyka w oczko. Niewskazane, choć dla dziecka szalenie kuszące, jest też spożywanie kluczy samochodowych.

7. Telefon

To zabawka prawie doskonała. Obecnie smartfony oferują tyle możliwości od filmów, zdjęć, muzyki po funkcje blokady klawiatury co uniemożliwia przypadkowego wybrania numeru przez Kakaludka podczas jego gryzienia. Oczywistą rzeczą jest nasza niechęć do dawania dziecku telefonu do zabawy chociażby z uwagi na fakt, że jest to sprzęt delikatny i jego upadek może nas słono kosztować. Dlatego Kakaludkowi daję do zabawy telefon Mamy Kakaludka. Żartuję. MAMO KAKALUDKA, ŻARTUJĘ!

6. Komputer

Zazwyczaj wykorzystuję komputer do ogarnięcia sytuacji, wstępnego zainteresowania nim dziecka a następnie szybko przerzucam się na inną zabawkę. To zazwyczaj przynosi zamierzony skutek.

5. Wiatrak

Najlepiej włączony. Jakże by inaczej. Bardzo dobry „odwracacz uwagi” od płaczliwego nastroju. Nie przetrzymujmy jednak dziecka za długo w strumieniu powietrza, które wylatuje z urządzenia, aby dzieciątka nie zawiało. Zanim pozwolimy dziecku „pomacać” wiatrak upewnijmy się na wyłączonym urzędzeniu, że paluszki dziecka nie przecisną się przez kratkę ochronną. W przeciwnym razie nie zalecam zbliżania się z dzieckiem do pracującego wiatraka na wyciągnięcie ręki.

4. Ładowarka do telefonu

Na Kakaludka działa też doskonale ładowarka do telefonu, a właściwie końcówka micro USB. No po prostu jest z nią kompatybilny i bardzo miło mu się ją podgryza. Oczywiście największa frajda jest wtedy, kiedy ładowarka jest podłączona do prądu. Jest fajny sposób, aby zrobić naszego brzdąca w przysłowiowego konia. Podłączyć ładowarkę do zwykłej listwy/przedłużacza, której z kolei do prądu nie podłączamy. Kakaludek daje się jeszcze na to nabrać i łąduje się pozytywną energią 😉

3. Instrumenty grające 

W naszym przypadku gitara. Bardzo ciekawa propozycja dla Kakaludka, który próbuje trącać struny i wytwarzać dźwięk. W zależności od tego jaką strunę poruszy – dźwięk jest inny. A i w pudło rezonansowe w razie chęci można przywalić. Nie mniej jednak, gitara również jest instrumentem delikatnym. Dziecko chodzić po niej raczej nie powinno. Dodatkowym niebezpieczeństwem są pękające struny. Niestety, potrafią wyrządzić krzywdę. W mojej gitarze struny zakładałem sam i pomimo tego, że mam pewność ich prawidłowego założenia, to zachowania materiału ciężko przewidzeć. Kakaludkowi nie pozwalam szarpać strun a jedynie muskać je. Jeśli chcemy trochę zminimalizować ryzyko związane z pękającymi strunami, możemy jest odrobinę poluzować. Wtedy ich naprężenie będzie mniejsze. Nam pozostanie nauczyć się śpiewać barytonem, w skrajnym przypadku basem.

2. Parapet 

Za dużo nie będę się rozpisywać. Kakaludek stojący na parapecie i obserwujący przez szybę świat z góry jest zadowolony. A i szybę można polizać w razie ochoty. Podtrzymywanie dziecka to absolutna konieczność. Nie zalecam asekuracji „na odległość”.

1. Talerz od anteny satelitarnej

Przywieszony jest na murze na balkonie. Kakaludek bardzo lubi w niego uderzać. Gdy wychodzę z nim na balkon, talerz ten jest pierwszą rzeczą, którą się interesuje. Za każdym razem. Nie wiem dlaczego. Uwielbia uderzać w niego rączkami powodując charakterystyczny dźwięk. Mama Kakaludka już dawno temu stwierdziła, że ma on zadatki na perkusistę, być może stąd to zainteresowanie talerzami (nie tylko satelitarnymi!)

Tak mniej więcej wygląda moje zestawienie. Jeśli macie kłopot z „użalającym się nad sobą” z niewiadomych przyczyn bobaskiem, spróbujcie którejś z powyższych „zabawek”. Powinno być ok 🙂 Jeśli macie jakieś inne tajne sposoby, podzielcie się nimi w komentarzach – chętnie je przetestujemy!

A tutaj możecie zobaczyć zestawienie najlepszych zabawek według Mamy Kakaludka:

https://kakaludek.com/2016/08/17/najlepsze-zabawki-dla-niemowlat-0-6-mc/

28 thoughts on “Kiedy zwyczajne zabawki zawodzą”

  1. Kiedy jedna blogerka napisała podobny post na blogu i wrzuciła ładowarkę od szczoteczki elektrycznej znalazła się na tablicy superniani jako nieodpowiedzialna, że pozwala się bawić dziecku kablami, także uczulam przed antyreklamą ;). Przy okazji znam historię kiedy w sekundę dziecko ostrymi ząbkami przegryzło ochronkę kabla i te cienkie druciki powchodziły między ząbki i poraniły dziąsła, także akurat ja nie dawałam nigdy córce do zabawy żadnych kabli ani ładowarek. A ogólnie to co nie do zabawy zawsze jest najbardziej atrakcyjne ;). Pozdrawiam

    1. To prawda, dzieci zawsze potrafią dobrać się do tego czego nie mogą i myślę, że znają to wszyscy rodzice – nawet super niania 😉 a już nasza rola rodziców jest przykładać starać,by dzieci krzywda nie spotkała, chociaż jak wiadomo – wypadki nie zdarzają się tylko tym, którzy nic nie robią. Jako nauczyciel znam przykłady takich wypadków uczniowskich, że trudno uwierzyć 😉

  2. Super! Ja polecam też lekko nadmuchany balonik. Idealny dla dziecka 6-8 miesięcy. Można miziać nim po nosie i brzuszku, dawać do reki (fajnie się odkształca i wydaje dźwięki przy szczypaniu), ale najlepsza jest gonitwa za nim po pokoju (o ile dziecko już pełza;) Rodzice początkowo przerażeni i nieufni (pęknie, przestraszy!…) po 2 godzinach radosnej zabawy przerywanej co chwila głośnym śmiechem malucha, nie mogą wyjść z zachwytu 😉 Polecam wszystkim ciociom i wujkom na prezent, zwłaszcza że kosztuje ok 50 gr, hehe 😉 P.S. Balonik najłatwiej umyć przed nadmuchaniem 😉

  3. U nas póki co największym hitem jest lustro właśnie 🙂 Mała potrafi siedzieć przed swoim odbiciem bardzo długi i wdzięczy się sama do siebie aż miło :)) codziennik-kobiety.blogspot.com

  4. O tak, dziecko może mieć pełen pokój zabawek, ale i tak nic go nie zainteresuje tak bardzo jak „dorosłe” przedmioty, sprzęty domowe i akcesoria kuchenne 🙂

  5. Córka mojej siostry siedzi godzinami przed pralką, pilnując czy na pewno wszystko dobrze się pierze. Poza tym podobało jej się jeszcze włączanie miksera czy odkurzacza- co bardzo ją uspokajało 🙂

  6. no ładowarki od telefonu bym nie dawała 🙂 ale klucze czy telefon robiły u na furorę .
    Talerz satelitarny no na to bym nie wpadła. Ale kraty od klatki dla świnki morskiej okazały się świetną perkusją a amplituner świetną zabawką do pykania i kręcenia pokrętłami do tego gra i świeci tylko uszy bolą jak się za mocno pokręci 😛

      1. hmm no ale świnka morska nie jest przecież drapieżnikiem. Jak dla mnie to spokojne, łagodne zwierzątko, któremu nie trzeba wiele do szczęścia – pogłaskać, przytulić, wziąć na ręce i już zadowolona 🙂 Słyszałam kiedyś fajną historię o śwince, która tak czekała aż właściciele wrócą że biegła wtedy im naprzeciw długim korytarzem kwicząc ze szczęścia 🙂 takie są świnki.
        Myślę, że dzieciom dobrze robi przyjaźń ze zwierzętami, to spełnia ich ważne potrzeby. Miękkie zwierzątko, w które maluch może się wtulić i które okazuje mu swoją aprobatę zaspokaja głęboką potrzebę bliskości. Oczywiście matki mogą być niezadowolone, że je ugryzie czy coś – punkt widzenia zależy zawsze od punktu siedzenia. Ja osobiście nie sądzę, żeby dziecku miała stać się jakaś krzywda ze strony świnki morskiej.

        1. Źle mnie zrozumiałaś.świnka traktowała moje dziecko jak drapieżnika bo śliniło się waląc w klatkę.świnki są roślinożerne chodź nie zawsze spokojne. Potrafi dziabnąć do krwi

  7. Jak nasz syn był młodszy hitem były wszelkie akcesoria kuchenne – plastikowe miski, drewniane łyżki, sitko, lejek itp. To prawda, że czasami najprostsze i najzwyklejsze rzeczy najlepiej się sprawdzają.

  8. Nie od dziś wiadomo, że najlepsze zabawki to te niedozwolone 😀 Zuzy hity to: wyciąganie z szuflad kuchni przyborów kuchennych:silikonowe formy, łopatki drewniane, plastikowe gadżety, słowem coś co nie zrobi jej krzywdy. Ppaier toaletowy lub chusteczki higieniczne/mokre wyciąganie ich bawi ją bez końca. kosmetyczka/toaletka mamy – daję jej błyszczyki do zabawy, nie da rady ich odkręcić, ale fascynują ją kolory… oczywiście z twojej listy na pewno:lustro, pilot i ładowarka 🙂 A i jeszcze pudełkoz herbatkami, uwielbia w nim przeklądać – mm potem misz masz zieloną, z białą, owocową herbatą pomieszane, ale spokój jest na chwilę i Zuza zadowlona 🙂

Leave a Reply